Thursday 9 August 2018

czyny bez znaczenia

Przez Polskę po raz kolejny przetoczyłą się dyskusja na temat ewentualnego startu Donalda Tuska w wyborach prezydenckich – tym razem tych w roku 2020. Jakkolwiek ważny może być wpływ prezydenta na kraj, kandydatura czy też jej brak nie mają wielkiego znaczenia. Powód jest prosty: wybory prezydenckie to teatrzyk.

Udział w wyborach jako prawo tudzież obowiązek obywatela. Regularne głosowanie jako cnota. Kampania publiczna zachęcająca do pójścia do urn, z dowodem babci czy też własnym. Załamywanie rąk nad niską frekwencją. Mamy tu do czynienia z wartością bardzo ważną wizerunkowo, ale absolutnie nieznaczącej z pragmatycznego punktu widzenia.

Rozpatrzmy bowiem następujący przypadek: druga tura wyborów prezydenckich. Sprawdźmy, jakie jest prawdopodobieństwo, że nasz głos naprawdę będzie miał znaczenie, czyli będzie mieć decydujący wpływ na wynik wyborów. Głos, dzięki któremu nasz kandydat zremisuje zamiast przegrać lub wygra zamiast zremisować.

(Notabene, wiele mówi brak informacji o tym, co miałoby się stać w przypadku, gdyby remis rzeczywiście miał nastąpić - https://bezprawnik.pl/remis-w-wyborach-prezydenckich-taka-sama-liczba-glosow/ Wygląda na to, że samo państwo nie wierzy w to, że głos obywatela istotnie mógłby mieć znaczenie.)

Frekwencja w Polsce wynosi około 17 milionów. Możemy przeprowadzić symulację wyborów - tak właśnie przecież powstają prognozy wyborcze. Przypuśćmy, że każdy wyborca z danym prawdopodobieństwem wybiera jednego kandydata lub drugiego, niezależnie od innych wyborców, na przykład, że rzuca monetą. W tym wypadku, szansa, że nasz głos okazałby się decydujący, wynosi około 0.04%. To sporo.

Rzecz w tym, że tak równy rozkład jest wyjątkowo mało prawdopodobny, a rezultat jest wysoce podatny na niewielkie fluktuacje. Rozpatrzmy raczej inny scenariusz: jest 51% szans, że dany wyborca odda głos na kandydata A i 49%, że głos padnie na kandydata B. Sondaże doniosą nam o wyjątkowo wyrównanych wynikach: 51% do 49% czy też 49% do 51% z uwagi na błąd statystyczny. Zdawałoby się, że nasz udział w wyborach jest wyjątkowo ważny. Jednakże, prawdopodobieństwo, że nasz głos będzie miał znaczenie w tym wypadku, wynosi zaskakujące 1 do 5 razy 10 podniesione do 1481 potęgi. Czyli 0.000...5%, ale z jeszcze 1475 zerami w miejscu wielokropka.

Prawdopodobieństwo jest to tak małe, że nie jesteśmy go w stanie sobie wyobrazić. Podobnie prawdopodobne byłoby wygrać szóstkę w lotka 200 razy w ciągu 200 kolejnych losowań. Zaś wygranie 4 szóstek z rzędu już jest mniej prawdopodobne niż uduszenie się w nocy z powodu odpłynięcia całego powietrza do drugiej części pokoju z powodu chaotycznych ruchów cząsteczek. A przecież prawdopodobieństwo maleje wykładniczo.

To nie niedostatki demokracji są jednak głównym problemem; ten jest znacznie obszerniejszy, a powyższy przykład jest jedynie jego ilustracją. Można opisać go następująco: jesteśmy skłonni podejmować różne akcje, będąc przekonanymi o ich pozytywnych skutkach, podczas gdy te są właściwie nieobecne. Czy do działania motywuje nas zwyczaj, czy propaganda, warto zastanowić się, na ile nasze czyny rzeczywiście się liczą.

Nietrudno przecież o inny przykład akcji bez pokrycia. Wegetarianizm i weganizm są wyborami rok w rok zyskującymi na popularności, często podejmowanymi z pobudek etycznych. Problem: na ile mój osobisty wybór, żeby zrezygnować z jedzenia mięsa czy nabiału rzeczywiście wpływa na produkcję przemysłową? Czy to, że ja zamienię wołowinę na tofu zmniejszy podaż tej pierwszej? Czy rezygnacja ze słomek naprawdę uratuje jakiegokolwiek żółwia? Oszacowanie tego jest praktycznie niemożliwe.

Nie chodzi jednak o to, żeby stwierdzić, że nic nie ma sensu. Nie twierdzę też, jakoby miałoby być cokolwiek złego w działaniu nastawionym na dobro, nawet jeśli jego efekty są mizerne. Oczywiście, że lepiej robić coś niż nie robić nic.

Rzecz w tym, żeby przekonanie o naszej własnej dobroci nie przesyciło naszej świadomości. Dużo łatwiejszym jest utrzymywanie wysokiego mniemania o wartości swoich czynów niż rzeczywiste działanie.

Jak więc poradzić sobie z tą niemocą, która pomimo naszych najlepszych wysiłków i fałszywych przekonań, pokrywa nasze akcje? Wierzę, że odpowiedzią może być aktywizm.

Paradoksalnie, napisanie powyższego artykułu może mieć większy wpływ na polską politykę niż to, jak często ja sam chodzę na wybory i na kogo oddaję swój głos. Tak samo, wspieranie opisywanych w 499. numerze Kultury Liberalnej “Otwartych Klatek” może mieć dużo większy wpływ na sytuację zwierząt niż osobisty wybór diety – przynajmniej pomijając możliwy efekt domina diety własnej na dietę bliskich osób. Jakkolwiek paradoksalnie by to nie zabrzmiało, wzorem do naśladowania mógłby być ten, kto z mięsa nie rezygnuje, przekazuje natomiast część pieniędzy na dotacje. Oczywiście, że nie jest to zachowanie idealne. Ale nie ma w nim hipokryzji, a raczej odstręczająco chłodna kalkulacja.

Pomimo bycia społeczeństwem przesiąkniętym mesjanizmem do głębi, może się okazać, że to nie osobistymi wyrzeczeniami prowadzi droga do lepszego świata.

No comments:

Post a Comment